Bałam się gdy stanęłam naprzeciwko prostego metalowego biurka. Na drzwiach z numerem 6, które właśnie minęłam, było napisane: Dział zatrudnienia.
Siedzący przede mną...'pan' wyglądał jak typowy urzędnik. Zapięta pod samą szyję koszula z kołnierzykiem. Krawat. I zdecydowanie nie modny już szary garnitur.
Niepewnie podeszłam do krzesła na przeciwko niego.
-Usiądź proszę- Usłyszałam.
Posłusznie zajęłam miejsce i czekałam co dalej.
Urzędnik, bo tak zaczęłam go nazywać w ogóle nie zwracał na mnie uwagi... Za to szybko przybijał czerwone pieczątki na papierach przed sobą... zupełnie tak jakby od tego zależało jego życie. Poruszyłam się na krześle, które okazało się bardzo niewygodne.
- Proszę się nie wiercić- Usłyszałam naburmuszony głos i zamarłam w połowie ruchu.
Z głośnym trzaskiem po raz ostatni uderzył w kartkę papieru. Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczyma.
Nie...Nie wyglądał jak typowy diabeł. Posiadał grube baranie rogi wyrastające znad ludzkich uszu. Ciemną... bardzo ciemną karnacje i wystające z ust okropnie żółte kły. Przez chwile zastanawiałam się czy on w ogóle raczył je kiedykolwiek myć. Niemniej nie wyglądał jak typowy diabeł, i na pewno nim nie był. Może był jakimś demonem. To z pewnością. Diabły były piękne z tego co wiem...
-Nazwisko- warknął i przerwał moje rozmyślenia a ja sama podskoczyłam na krześle.
- Parker - wydukałam.
- Imię.
- Lucy.
- Zmarła.
-E...eee co proszę?
-Kiedy zmarła - odparł rozdrażniony urzędnik.
Niedobrze... Chyba zauważył, że moje spojrzenie co chwilę krążyło od jego rogów do kieł i na odwrót.
- Ahh! Dzisiaj.- powiedziałam spoglądając na zegarek na mojej ręce.- Godzina 1:56
-Przyczyna- Kolejne oschłe pytanie.
Zamyśliłam się chwilkę. Nie pamiętałam zbyt dużo.
Pamiętam że była noc. Późno. Byłam 'lekko' wstawiona i wracałam do domu...sama. Czemu ja właściwie poszłam sama?
Czułam że ktoś za mną idzie. Upewniłam się kiedy zaczął mnie gonić. Złapał mnie. Zaciągnął do parku. Krzyczałam lecz nikt mnie nie słyszał. Wyciągnął nóż. Zobaczyłam błysk ostrza. Następnie był ból. Niesamowity ból i ciemność.
- Nóż - Powiedziałam, a widząc zdenerwowanie na jego twarzy pośpiesznie dodałam. - Rany kłótnie w brzuch.
- Rozumiem- mruknął- Skierowana przez...?
Teraz przypomniała mi się scena i przystojny szatyn, który kłócąc się z jakimś zawziętym blondynem ostatecznie wysłał mnie tu wyjaśniając mi, że nie żyję i pójdę do piekła. Tylko jak miał na imię. Az... Aze... Azu...
- Coś na Az... - mruknęłam.
- Azler. No nic wszytko wyjaśnione. Proszę podpisać- mówiąc podał mi dokument a ja oczywiście się podpisałam.
Teraz pójdzie pani do pokoju 66 i tam otrzyma pani dalsze informacje
-Y...-chciałam jeszcze coś zapytać lecz mi przerwał.
-Drzwi są za panią. Do niewidzenia. Miłego dnia życzę.
Za mną jak to za mną. Gdy tu wchodziłam za mną była pusta ściana. Pomyślałam... Rozejrzałam się na boki. W lewo... Długi pusty korytarz. W prawo... To samo.
Spojrzałam za siebie. Rzeczywiście znajdowały się tam drzwi. Nie miałam wyboru. Mogłam wejść tylko tam.
Chciało mi się płakać. Byłam kompletnie zagubiona w tym wszystkim co teraz się działo.
Umarłam...
Poszłam do piekła.
A na dodatek jestem w jakimś głupim urzędzie!
Oddychaj. Tylko spokojnie. Przypomniałam sobie jak mówiła moja przyjaciółka. "Wdech i wydech. Tylko pamiętaj nigdy dwa wydechy czy dwa wdechy pod rząd" Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. I o dziwo... pomogło mi. Uspokoiłam się.
No nic pukaj. Już nic gorszego nie może mi się przydarzyć. Pomyślałam. Chyba...
Zapukałam.
-Proszę- zza drzwi doszedł mnie znudzony męski głos.
Wchodząc do pokoju oczekiwałam spotkać kolejnego demona...jednak ku mojemu zdziwieniu za biurkiem siedział przystojny chłopak. Widząc mnie przerwał ziewanie.
- O nowa! - Stwierdził.
-No Ameryki to nie odkryłeś. -Powiedziałam - Przysłano mnie z pokoju 6- Szybko dodałam i usiadłam na przeciwko niego.
Był szatynem z grzywką niedbale postawioną do góry na żel. Duże usta i wielkie zimno-niebieskie oczy.
- Witaj jestem Louis - Przedstawił się po czym uśmiechnął.- mogę zobaczyć.
Na początku nie wiedziałam o co chodzi a później zrozumiałam, że miałam podać mu kartkę która dostałam od tamtego demona. Podałam mu ją a sama zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na białych ścianach wisiały tandetne obrazy. W kącie stała wysuszona paprotka. Gdyby nikt nie trąbił mi wiecznie koło głowy, że jestem w piekle pomyślałabym że trafiłam do zwykłego urzędu.
- Jak widzisz urzędy są podobne na całym świecie... Wzorują się na nas. A wiesz, kto wymyślił podatki? - Zapytał
-No...ludzie a kto?
-Nie! Właśnie, że my... Ludzie którzy mają nas kryć rzeczywiście dobrze się spisują. - Diabeł puścił do mnie oko i lekko się roześmiał.
Byłam pewna, że to diabeł. Był piękny!
- Tak, jestem diabłem - mrukną odkładając mój papier na bok.
Chwilka. Skąd on wiedział o czym myślę...
-Jesteś jeszcze na tyle 'świeża' że bez najmniejszego problemu może Ci czytać w myślach najzwyklejszy demon. Po pewnym czasie, Twój umysł będzie zamknięty dla wszystkich.
O! Jezu! Teraz zrozumiałam dlaczego tamten urzędnik był dla mnie taki niemiły. Słyszał wszystko co myślałam. Ale ja tylko stwierdzałam fakt!
-Taak - mruknął Lou. - mógł się na Ciebie obrazić za to co mówiłaś. Widzę, że Azler niczego Ci nie mówił. Ale spokojnie. Ja Ci z chęcią wszystko wyjaśnię. Umarłaś - No co Ty - pomyślałam.
- Nie przerywaj - no tak on słyszy moje myśli. - W chwili gdy to się stało czas się dla Ciebie zatrzymał. Jesteś istotą wieczną. Gdy umarłaś o Twoją dusze bił się Anioł i Diabeł.
Owszem przypomniałam sobie kiedy Anioł wyliczał moje dobre uczynki. Nawet bym nie pomyślała, że podczas mojego krótkiego dwudziestoletniego życie aż osiemdziesiąt trzy razy ustąpiłam miejsca w autobusie! Ha! Mimo wszystko moja dobroć wobec staruszek nie pokonała moich złych uczynków.
-Jak sama widzisz Azler wygrał i jesteś tu z nami. - kontynuował Louis. - A no i spodobałaś się mu tak bardzo, że postanowił ominąć wszystkie procedury... I tak na marginesie... to czemu właśnie on dostaje najładniejsze dziewczyny?! No ale cóż. Normalna osoba staje się obywatelem. Wybiera sobie miejsce zamieszkania. No i nikogo tu nie smażymy. Nie jest tutaj tak źle jak mówią tamci - wskazał palcem na sufit - U nas po prostu jest ciepło bo mieszkamy bliżej jądra ziemi. Zupełnie jak na Hawajach - zaśmiał się - W Niebie niby jest podobnie ale ciut zimniej. Jak mówiłem Ty bardzo spodobałaś się Azlerowi więc zostaniesz jedną z Nas. - Powiedział wskazując palcem na siebie.
- Jak to?!
Całkowicie się w tym pogubiłam. Najpierw zaczyna mi wmawiać, że tu w piekle jest luz i zabawa a teraz może mają wyrosnąć mi rogi?
-Bez przesady. Rogi? - roześmiał się - Masz jakąś dziwną manie na tym punkcie. Może Ci się spodobały, co? Przyznaj się chciałabyś mieć takie różki wyrastające z nad uszu. - powiedział wybuchając śmiechem, lecz po chwili siedział na swoim miejscu całkiem poważny.
Louis wyjął z kieszeni paczkę papierosów i posunął ją do mnie. Lecz ja pokręciłam przecząco głową.
- Nie dzięki. Nie palę.
Pstryknął palcami i w magiczny sposób na jego palu pojawił się płomyk. Diabeł jak gdyby nigdy nic podpalił papierosa i zaciągnął się mocno. A płomień z jego palców znikł pozostawiając je całe i zdrowe.
-Właśnie o to mi chodziło. Kiedy będziesz już Diablicą, będziesz miała moc. Jak wiesz wszystkie Anioły, to mężczyźni. Tak samo jak Diabły. My po prostu jesteśmy strąceni z niebios. My jednak postanowiliśmy wybrać jakieś Diablice. Są to osoby wyznaczone przez Azlera, który wybiera je z tego co widzę po wyglądzie - powiedział i puścił mi oczko. Speszyłam się tym gestem. Nigdy nie uważałam się za szczególnie ładną. Moje usta i nos są zbyt za duże. A włosy przypominają mniej więcej ptasie piórka.
-Skarbie Ty jesteś... Diabelnie piękna - Stwierdził Louis - Uważasz, że bierzemy na Diablice kogo popadnie. Oj nie, jest to ostrożny wybór. A Ty masz wszystko czego potrzebujemy. Ponadto jesteś piekielnie słodka jak się denerwujesz. - Uśmiechnął się do mnie ciepło.
Oczywiście moje policzki jak na zawołanie przybrały kolor dorodnego pomidora. Za co oczywiście przeklęłam się w myślach.
Louis zaśmiał się serdecznie.
Przeklęłam się raz jeszcze. No tak, w końcu on doskonale słyszał moje myśli.
-Już niedługo - ponownie się zaciągnął.
Zakrztusiłam się dymem.
- Dlaczego palisz? - zapytałam - to niezdrowe.
Zatrzymał się w połowie ruchu jakby zbity z tropu, a następnie wybuchł śmiechem.
- Skarbie, jesteś chyba najsłodszą osobą, jaką zdążyłem poznać - powiedział rozbawiony - Przecież jestem wieczny. Nie dostanę raka płuc, jak wy - ponownie wskazał na sufit - śmiertelnicy, i nie umrę. Tak samo z alkoholem. Wieczna wątroba, marzenie każdego alkoholika. Czy to nie jest piękne? - zaśmiał się.
-Eee... Tak, rzeczywiście piękne... Czekaj czyli zostanę diablicą, tak?
Kiwnął głową na potwierdzenie wlepiając we mnie lodowe oczy.
- Będę miała moc, tak?
Ponownie kiwnął głową, a jego usta poczęły drżeć poprzez ukrywany uśmiech.
- I co dalej? Mam dla was pracować? - Zapytałam. Tu w ogóle są jakieś prace?
- Tak. Będziesz robiła to samo co Azler. Mianowicie będziesz zagarniała ludzi do Piekła.
- Czyli moją pracą jest sprowadzanie tu - wskazałam walcem przestrzeń obok siebie - potępionych?
- Kochanie, to tak nieładnie brzmi. Obywatel Piekła jest zdecydowanie wdzięczniejszą nazwą. Musisz zrozumieć tę różnice. Tu i tu jest fajnie. Tyle, że w Piekle jest więcej zabawy. Mamy różnego typu używki, sporty ekstremalne i inne ciekawe rzeczy. Tu wszystko jest dozwolone... Prawie wszystko. Za to w niebie nie dość, że zimniej to do tego cały czas spokój, wyciszenie i wspólne śpiewanie w tych ich chórkach. Nuuuuda... - powiedział przeciągając ostatni wyraz.
- Zaraz. Czyli, że wszystkich po śmierci czeka nagroda? A co z mordercami, gwałcicielami i innymi takimi- zapytałam podniesionym głosem.
- A to już inna bajka. Oni przestają istnieć..
___________________________________________________
______________________
No i pierwszy rozdział za mną. Wiem, że nie ma na razie żadnej akcji, ale bądź co bądź to początek bloga.
Liczę, że Ci się podobało i pozostawisz po sobie komentarz motywujący mnie do dalszego pisania.
Do następnego! xx
|