sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 2

- Piekło to miejsce wiecznej zabawy. Z mordercami czy psychopatami nie ma dobrej zabawy.
   Siedziałam dość długo w milczeniu, układając sobie w głowie to, co usłyszałam.
- Czyli co. Ja nie jestem zła i nie dlatego trafiłam do piekła?
- Kochanie...
- Lucy - przerwałam mu. - Mów mi Lucy. Każdy mnie tak nazywa.
- Dobrze. A więc Lucy. - powiedział uśmiechając się do mnie ciepło. 
   Gdybym spotkała go w normalnym życiu, od razu straciłabym dla niego głowę. 
 Uśmiech na twarzy diabła znacznie się poszerzył.
 Cholera... No jasne... Usłyszał.
- Lucy, nie jesteś zła. No ale wybacz... święta to Ty również nie jesteś, bo inaczej Anioł wygrałby i nie trafiłabyś tu do nas. Zresztą sama się zastanów czy chciałabyś przez resztę wieczności śpiewać psalmy. Przecież można zwariować... Oczywiście jest od tego dużo radości, pewnego rodzaju ekstazy, przeżywania Jego obecności... 
  Louis rozmarzył się i na chwilkę odpłynął gdzieś myślami. 
Odchrząknął, najwyraźniej zawstydzony przypływem wspomnień. Klasnął w dłonie i otworzył segregator. 
 - Dobra my tutaj urządzamy pogaduszki, a trzeba Ci przydzielić wszystko, czego potrzebujesz. W końcu nie bez powodu zajmuję się przydziałami. - powiedział. 
Przez dłuższą chwilę kartkował segregator. 
- O! No i jest - podał mi kartkę ze zdjęciami prześlicznego domu z basenem i ogrodem. - Proponuję Ci ten oto dom. Blisko morza, na niewielkim wzniesieniu. Cicha okolica, ale do dobrych klubów jest jak rzut beretem - zaśmiał się. - A i jest jeszcze jeden dość duży plus... Ja mieszkam niedaleko - Uśmiechnął się z dość dziwnym błyskiem w oku.
   Nawet tego nie skomentowałam. 
- Czyli jak widzę zgadasz się. - W jego dłoni jak na zawołanie zmaterializowały się klucze. - Proszę. Ubrania znajdziesz w szafach. Co do Twojego wyglądu, to proponuję ubierać skóry, faceci będą schodzić na sam Twój widok. A to - podał mi jakąś kartkę, którą wypełnił przed chwilkę - skierowanie do pokoju 666, gdzie otrzymasz moc. Jutro pojawi się u Ciebie jeden z naszych pomocnych, który pomoże wprowadzić się w zawód diabła. 
 - Okej- Wzięłam wszystko o podniosłam się z zamiarem wyjścia.
 - Naprawdę bardzo miło było mi Cię poznać. - Uśmiechnął się, a jego oczy zamigotały. - Do zobaczenia wkrótce. 
 - Cześć. 
 Gdy zamknęły się za mną drzwi, odetchnęłam głęboko. To jakiś sen. Nie mogłam umrzeć. To na pewno jakiś koszmar! Zaraz się obudzę... Muszę się obudzić! 
  Co z moim starszym bratem Paulem? Miałam tylko jego, bo nasi rodzice zmarli jak byłam mała. Od tamtej pory on się mną opiekował. Teraz miałby zostać sam? Całkiem sam? Co prawda, nie mieszkamy już razem, bo ma narzeczoną, ale strasznie za mną tęskni. Widujemy się tak często jak to możliwe. Wiadomość o mojej śmierci musiałaby nim wstrząsnąć. 
  Ponowna chęć rozpłakania się wzbierała się wewnątrz mnie. Uczucie zagubienia powróciło.
Spojrzałam na papiery, które dostałam. Atrament wysechł i czerwone litery stały się o wiele ciemniejsze. Miałam nadzieję, że to tusz, a nie krew... 
  Westchnęłam i rozejrzałam się... Po bokach ponownie puste korytarze. Przede mną drzwi. Niekozaczący się labirynt... Teraz brakowało tylko jakiegoś rozwścieczonego zoombiaka! 
  Westchnęłam i zapukałam, bo co innego mi pozostało? 
 - Proszę- odpowiedział mi gruby męski głos.
Nie wiedziałam czego mam się już spodziewać. Miałam tylko nadzieję, że na środku nie będzie stał ociekający krwią ołtarz z zabitą, biedną, małą owieczką. Albo jeszcze lepiej może zobaczę tam diabła wprost z ludzkich opowieści, który stoi pomiędzy płomieniami i trzyma w szponach widły?
Jednak jak bardzo się zawiodłam, bo nic takiego przede mną nie było. Weszłam no najnormalniejszego biura niczym nie różniącego się od tych dwóch poprzednich. Za metalowym biurkiem siedział zwykły demon w niemodnym garniturze... i o boże on wyglądał jeszcze gorzej od tego z pokoju numer 6.
Oczywiście gdy tylko to pomyślałam demon zmrużył groźnie oczy...usłyszał mnie.
Odruchowo odwróciłam się i zerknęłam na drzwi 66, które oczywiście zdążyły już dawno zniknąć. Właściwie dlaczego tam siedział diabeł, skoro wszędzie były demony? Dawanie umarlakowi mocy było chyba ważniejszym zadaniem niż przydzielanie mieszkań. To raczej tu powinien znajdować sie diabeł.
 - Hm... mam Ci dać moc -mruknął niezadowolony demon - człowiekowi... znowu
Widać było, że nie miał na to najmniejszej ochoty.
 - To ilu ludziom dano już moc? - zapytałam siadając na jednym z  niewygodnych krzeseł.
 - Licząc z Tobą będą już cztery kobiety... Z których diablice są dwie... Ty będziesz tą drugą - poinformował mnie grzebiąc w szufladzie.
W całym pomieszczeniu znajdowało się bardzo dużo kurzu. W tym pokoju również znajdowała się paprotka, która w porównaniu z okazami z poprzednich biur była dosłownie w stanie mumifikacji.
Cztery osoby z mocą. Widzę demon za bardzo się nie przepracowywał.
 - A co z pozostałymi dwoma? - zapytałam
 - Zrezygnowały z mocy po wygaśnięciu kontraktu - Powiedział z wyraźną niechęcią. - Wolały zostać zwykłymi obywatelami piekła.
Prychnął głośno z pogardą i przy okazji plując na blat. Wyraźnie nie mógł zrozumieć ich decyzji.
 - Kontrakt? - od razu podchwyciłam. - To jest jakiś kontrakt?
 - E tak... W chwili, gdy w gabinecie numer 6 złożyłaś podpis na papierze kontrakt zaczął działać.Trwa równo sześćdziesiąt sześć lat od teraz.
 - Jak to już trwa... A dlaczego nikt mi nic nie powiedział?! Jak to sześćdziesiąt sześć lat?! - Chwyciłam się kurczowo biurka aż pobielały mi knycie. 
  -No i właśnie dlatego nie lubię ludzi - szczery do bólu - Trzeba czytać mały druk na dokumentach, które się podpisuje. Poza tym pasz przed sobą całą wieczność. Co się kosztuje sześćdziesiąt sześć  lat?!
 No właściwie to miał rację. Lecz nadal czułam się oszukana.
Położył przede mną coś na wygląd jabłka i kilka kartek, na których znajdowało się oświadczenie, że przyjęłam moc i miejsce na podpis.
 - Proszę - powiedział niezbyt uprzejmym tonem - Sześć egzemplarzy deklaracji które należy wypełnić.
-Nie jestem głodna - przesunęłam "jabłko" na bok, szukając drobnego napisu na jednej z kartek.
Po kilki minutach bezskutecznego wpatrywania się w kartkę doszłam do wniosku że albo druk jest tak mały, że nie mogę go zobaczyć albo po prostu go tam nie ma. Na wszelki wypadek sprawdziłam pozostałe kopie czy aby na pewno na nich nie ma niepotrzebnego małego druku. No co? Jestem w piekle prawdopodobieństwo, że ktoś mnie tu oszuka jest mega wielkie.
- A moc? - zapytałam.
Demon wskazał palcem na małe zielone jabłko.
-To jest moc? - miałam ochotę się zaśmiać.
-Musisz je zjeść- wyjaśnił.
Czekałam aż wyśmieje mnie, że dałam się nabrać ale on siedział poważny nawet nie zmieniając swojej pozycji.
-Serio? - zapytałam jeszcze raz biorąc do ręki jabłko.
Nie odpowiedział. Najwyraźniej uznał że to poniżej jego godności.
Gdy już miałam ugryźć jabłko, mruknął:
-Podpis na sześciu kopiach proszę...
Podpisałam się piórem w pustych miejscach i ugryzłam jabłko. Oczekiwałam jakiegoś prądu, który przeszyje moje ciało, palenia w gardle czy mroczków przed oczyma jednak i tym razem się zawiodłam. Chociaż... Nie smakowało jak jabłko... bardziej coś w rodzaju gruszki? Po chwili został mi już tylko ogryzek.
- I co teraz - zapytałam lekko zdezorientowana.
-Wyrzuć go do kosza który skasuje ogryzek. Nie możemy dopuścić by ktoś zachował pestki i wyhodował sobie własne drzewko mocy.
Posłusznie wyrzuciłam ogryzek do pojemnika.
-Gratuluje stała się Panienka Diablicą - powiedział demon oschłym tonem. - Po powrocie do domu znajdzie tam pani szczegółowe informacje na temat mocy ... jak i regulamin Piekła.
-I co teraz ze mną będzie- zapytałam bezradnie.
-Ma Pani kilka dni na przystosowanie się do nowej sytuacji i umiejętności, a potem musi pani zgodnie z umową przystąpić do pracy.
Patrzyłam na niego w napięciu. To musi być sen. Na pewno się zaraz obudzę. To tylko cholerny sen!!
- To nie jest sen - demon podał mi mały metalowy kluczyk na srebrnym łańcuszku.
Wzięłam go do ręki i przejechałam palcem po misternych zdobieniach. Na kluczyku były wyżłobione malutkie różyczki.
Azler też miał taki klucz, tylko taki bardziej toporny. Dosłownie wsadził go w ścianę i wyczarował drzwi, które doprowadziły mnie tutaj.
-Właśnie tak -mruknął.- Należy intensywnie pomyśleć o miejscu do którego chce się udać i skierować klucz na wolną płaską powierzchnię... najlepiej na ścianę gdzie mieści się przejście... Następnie płynnym ruchem umieścić klucz w ścianie jednocześnie przekręcając w prawo sześć razy. Niedługo mają powstać jakieś unowocześnienia. Azler jak zwykle walczy o to by rozwijała się technika i zamiast kluczy chce pilotów... zupełnie jak do telewizora! - Demon prychnął pod nosem - Jeszcze trochę o zamienimy się w ludzi.
W sumie to nie było by takie złe. Ludzie są normalniejsi... i o wiele ładniejsi pomyślałam chyba za głośno bo demon od razu zmrużył gniewnie oczy.
-Dopóki nie nauczysz się skrywać swoich myśli powinnaś w ogólnie nie myśleć. Wyszło by na Twoją korzyść. - Warknął ostro.
Zawstydzona spuściłam oczy.
-A teraz żegnam. Pomyśl o swoim domu który przeznaczył Ci Louis i przekręć klucz.


_______________________________________________________
________________________

No więc mamy nowy rozdział. Wiem, wiem, że późno. Przepraszam, ale miałam dużo nauki pod koniec semestru. :c 
Teraz mam już ferie, więc postaram się napisać więcej. :)


Liczę, że Ci się podobało i pozostawisz po sobie komentarz motywujący mnie do dalszego pisania.


xx

środa, 31 grudnia 2014

Życzenia

Witam, Kochani ♥ 
Nie przychodzę dzisiaj do Was dzisiaj z rozdziałem, a z życzeniami. :)
Z okazji tego, że mamy sylwester, życzę Wam Udanego Sylwestra! I pamiętaj nie ważne czy w gronie przyjaciół, czy może pod kocykiem oglądając komedię. Ważne, żeby był udany!
Mam również nadzieję, że Nowy Rok 2015 przyniesie Wam zdecydowanie więcej szczęśliwych chwil niż rok 2014. I zdecydowanie mniej tych nieprzyjemnych. Wierzę, że uda się Wam spełnić marzenia
UDANEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥
_____________________________________________
______________________
Do następnego xx

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 1

Bałam się gdy stanęłam naprzeciwko prostego metalowego biurka. Na drzwiach z numerem 6,  które właśnie minęłam, było napisane: Dział zatrudnienia.
Siedzący przede mną...'pan' wyglądał jak typowy urzędnik. Zapięta pod samą szyję koszula z kołnierzykiem. Krawat. I zdecydowanie nie modny już szary garnitur.
Niepewnie podeszłam do krzesła na przeciwko niego.
  -Usiądź proszę- Usłyszałam.
 Posłusznie zajęłam miejsce i czekałam co dalej.
 Urzędnik, bo tak zaczęłam go nazywać w ogóle nie zwracał na mnie uwagi... Za to szybko przybijał czerwone pieczątki na papierach przed sobą... zupełnie tak jakby od tego zależało jego życie. Poruszyłam się na krześle, które okazało się bardzo niewygodne.
 - Proszę się nie wiercić- Usłyszałam naburmuszony głos i zamarłam w połowie ruchu.
Z głośnym trzaskiem po raz ostatni uderzył w kartkę papieru. Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczyma.
 Nie...Nie wyglądał jak typowy diabeł. Posiadał grube baranie rogi wyrastające znad ludzkich uszu. Ciemną... bardzo ciemną karnacje i wystające z ust okropnie żółte kły. Przez chwile zastanawiałam się czy on w ogóle raczył je kiedykolwiek myć. Niemniej nie wyglądał jak typowy diabeł, i na pewno nim nie był. Może był jakimś demonem. To z pewnością. Diabły były piękne z tego co wiem...
 -Nazwisko- warknął i przerwał moje rozmyślenia a ja sama podskoczyłam na krześle.
 - Parker - wydukałam.
 - Imię.
 - Lucy.
 - Zmarła.
 -E...eee co proszę?
 -Kiedy zmarła - odparł rozdrażniony urzędnik.
  Niedobrze... Chyba zauważył, że moje spojrzenie co chwilę krążyło od jego rogów do kieł i na odwrót.
 - Ahh! Dzisiaj.- powiedziałam spoglądając na zegarek na mojej ręce.- Godzina 1:56
 -Przyczyna- Kolejne oschłe pytanie.
Zamyśliłam się chwilkę. Nie pamiętałam zbyt dużo.
Pamiętam że była noc. Późno. Byłam 'lekko' wstawiona i wracałam do domu...sama. Czemu ja właściwie poszłam sama?
Czułam że ktoś za mną idzie. Upewniłam się kiedy zaczął mnie gonić. Złapał mnie. Zaciągnął do parku. Krzyczałam lecz nikt mnie nie słyszał. Wyciągnął nóż. Zobaczyłam błysk ostrza. Następnie był ból. Niesamowity ból i ciemność. 
 - Nóż - Powiedziałam, a widząc zdenerwowanie na jego twarzy pośpiesznie dodałam. - Rany kłótnie w brzuch.
 - Rozumiem- mruknął- Skierowana przez...?
Teraz przypomniała mi się scena i przystojny szatyn, który kłócąc się z jakimś zawziętym blondynem ostatecznie wysłał mnie tu wyjaśniając mi, że nie żyję i pójdę do piekła. Tylko jak miał na imię. Az... Aze... Azu...
- Coś na Az... - mruknęłam.
- Azler. No nic wszytko wyjaśnione. Proszę podpisać- mówiąc podał mi dokument a ja oczywiście się podpisałam.
Teraz pójdzie pani do pokoju 66 i tam otrzyma pani dalsze informacje
-Y...-chciałam jeszcze coś zapytać lecz mi przerwał.
-Drzwi są za panią. Do niewidzenia. Miłego dnia życzę.
Za mną jak to za mną. Gdy tu wchodziłam za mną była pusta ściana. Pomyślałam... Rozejrzałam się na boki. W lewo... Długi pusty korytarz. W prawo... To samo.
Spojrzałam za siebie. Rzeczywiście znajdowały się tam drzwi.  Nie miałam wyboru. Mogłam wejść tylko tam.
Chciało mi się płakać. Byłam kompletnie zagubiona w tym wszystkim co teraz się działo.
 Umarłam...
 Poszłam do piekła.
 A na dodatek jestem w jakimś głupim urzędzie!
Oddychaj. Tylko spokojnie. Przypomniałam sobie jak mówiła moja przyjaciółka. "Wdech i wydech. Tylko pamiętaj nigdy dwa wydechy czy dwa wdechy pod rząd" Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. I o dziwo... pomogło mi. Uspokoiłam się.
No nic pukaj. Już nic gorszego nie może mi się przydarzyć. Pomyślałam. Chyba...

 Zapukałam.

-Proszę- zza drzwi doszedł mnie znudzony męski głos.
Wchodząc do pokoju oczekiwałam spotkać kolejnego demona...jednak ku mojemu zdziwieniu za biurkiem siedział przystojny chłopak. Widząc mnie przerwał ziewanie.
  - O nowa! - Stwierdził.
 -No Ameryki to nie odkryłeś. -Powiedziałam - Przysłano mnie z pokoju 6- Szybko dodałam i usiadłam na przeciwko niego.
  Był szatynem z grzywką niedbale postawioną do góry na żel. Duże usta i wielkie zimno-niebieskie oczy.
 - Witaj jestem Louis - Przedstawił się po czym uśmiechnął.- mogę zobaczyć.
Na początku nie wiedziałam o co chodzi a później zrozumiałam, że miałam podać mu kartkę która dostałam od tamtego demona. Podałam mu ją a sama zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na białych ścianach wisiały tandetne obrazy. W kącie stała wysuszona paprotka. Gdyby nikt nie trąbił mi wiecznie koło głowy, że jestem w piekle pomyślałabym że trafiłam do zwykłego urzędu.
 - Jak widzisz urzędy są podobne na całym świecie... Wzorują się na nas. A wiesz, kto wymyślił podatki? - Zapytał
 -No...ludzie a kto?
 -Nie! Właśnie, że my... Ludzie którzy mają nas kryć rzeczywiście dobrze się spisują. - Diabeł puścił do mnie oko i lekko się roześmiał.
 Byłam pewna, że to diabeł. Był piękny!
 - Tak, jestem diabłem - mrukną odkładając mój papier na bok.
Chwilka. Skąd on wiedział o czym myślę...
 -Jesteś jeszcze na tyle 'świeża' że bez najmniejszego problemu może Ci czytać w myślach najzwyklejszy demon. Po pewnym czasie, Twój umysł będzie zamknięty dla wszystkich.
 O! Jezu! Teraz zrozumiałam dlaczego tamten urzędnik był dla mnie taki niemiły. Słyszał wszystko co myślałam. Ale ja tylko stwierdzałam fakt!
 -Taak - mruknął Lou. - mógł się na Ciebie obrazić za to co mówiłaś. Widzę, że Azler niczego Ci nie mówił. Ale spokojnie. Ja Ci z chęcią wszystko wyjaśnię. Umarłaś - No co Ty - pomyślałam.
- Nie przerywaj - no tak on słyszy moje myśli. - W chwili gdy to się stało czas się dla Ciebie zatrzymał. Jesteś istotą wieczną. Gdy umarłaś o Twoją dusze bił się Anioł i Diabeł.
Owszem przypomniałam sobie kiedy Anioł wyliczał moje dobre uczynki. Nawet bym nie pomyślała, że podczas mojego krótkiego dwudziestoletniego życie aż osiemdziesiąt trzy razy ustąpiłam miejsca w autobusie! Ha! Mimo wszystko moja dobroć wobec staruszek nie pokonała moich złych uczynków.
 -Jak sama widzisz Azler wygrał i jesteś tu z nami. - kontynuował Louis. - A no i spodobałaś się mu tak bardzo, że postanowił ominąć wszystkie procedury... I tak na marginesie... to czemu właśnie on dostaje najładniejsze dziewczyny?! No ale cóż. Normalna osoba staje się obywatelem. Wybiera sobie miejsce zamieszkania. No i nikogo tu nie smażymy. Nie jest tutaj tak źle jak mówią tamci - wskazał palcem na sufit - U nas po prostu jest ciepło bo mieszkamy bliżej jądra ziemi. Zupełnie jak na Hawajach - zaśmiał się - W Niebie niby jest podobnie ale ciut zimniej. Jak mówiłem Ty bardzo spodobałaś się Azlerowi więc zostaniesz jedną z Nas. - Powiedział wskazując palcem na siebie.
 - Jak to?!
Całkowicie się w tym pogubiłam. Najpierw zaczyna mi wmawiać, że tu w piekle jest luz i zabawa a teraz może mają wyrosnąć mi rogi?
 -Bez przesady. Rogi? - roześmiał się - Masz jakąś dziwną manie na tym punkcie. Może Ci się spodobały, co? Przyznaj się chciałabyś mieć takie różki wyrastające z nad uszu. - powiedział wybuchając śmiechem, lecz po chwili siedział na swoim miejscu całkiem poważny.
Louis wyjął z kieszeni paczkę papierosów i posunął ją do mnie. Lecz ja pokręciłam przecząco głową.
- Nie dzięki. Nie palę.
 Pstryknął palcami i w magiczny sposób na jego palu pojawił się płomyk. Diabeł jak gdyby nigdy nic podpalił papierosa i zaciągnął się mocno. A płomień z jego palców znikł pozostawiając je całe i zdrowe.
 -Właśnie o to mi chodziło. Kiedy będziesz już Diablicą, będziesz miała moc. Jak wiesz wszystkie Anioły, to mężczyźni. Tak samo jak Diabły. My po prostu jesteśmy strąceni z niebios. My jednak postanowiliśmy wybrać jakieś Diablice. Są to osoby wyznaczone przez Azlera, który wybiera je z tego co widzę po wyglądzie - powiedział i puścił mi oczko. Speszyłam się tym gestem. Nigdy nie uważałam się za szczególnie ładną. Moje usta i nos są zbyt za duże. A włosy przypominają mniej więcej ptasie piórka.
 -Skarbie Ty jesteś... Diabelnie piękna - Stwierdził Louis - Uważasz, że bierzemy na Diablice kogo popadnie. Oj nie, jest to ostrożny wybór. A Ty masz wszystko czego potrzebujemy. Ponadto jesteś piekielnie słodka jak się denerwujesz. - Uśmiechnął się do mnie ciepło.
 Oczywiście moje policzki jak na zawołanie przybrały kolor dorodnego pomidora. Za co oczywiście przeklęłam się w myślach.
 Louis zaśmiał się serdecznie.
Przeklęłam się raz jeszcze. No tak, w końcu on doskonale słyszał moje myśli.
 -Już niedługo - ponownie się zaciągnął.
 Zakrztusiłam się dymem.
 - Dlaczego palisz? - zapytałam - to niezdrowe.
 Zatrzymał się w połowie ruchu jakby zbity z tropu, a następnie wybuchł śmiechem.
 - Skarbie, jesteś chyba najsłodszą osobą, jaką zdążyłem poznać - powiedział rozbawiony - Przecież jestem wieczny. Nie dostanę raka płuc, jak wy - ponownie wskazał na sufit - śmiertelnicy, i nie umrę. Tak samo z alkoholem. Wieczna wątroba, marzenie każdego alkoholika. Czy to nie jest piękne? - zaśmiał się.
 -Eee... Tak, rzeczywiście piękne... Czekaj czyli zostanę diablicą, tak?
Kiwnął głową na potwierdzenie wlepiając we mnie lodowe oczy.
- Będę miała moc, tak?
Ponownie kiwnął głową, a jego usta poczęły drżeć poprzez ukrywany uśmiech.
- I co dalej? Mam dla was pracować? - Zapytałam. Tu w ogóle są jakieś prace?
- Tak. Będziesz robiła to samo co Azler. Mianowicie będziesz zagarniała ludzi do Piekła.
- Czyli moją pracą jest sprowadzanie tu - wskazałam walcem przestrzeń obok siebie - potępionych?
- Kochanie, to tak nieładnie brzmi. Obywatel Piekła jest zdecydowanie wdzięczniejszą nazwą. Musisz zrozumieć tę różnice. Tu i tu jest fajnie. Tyle, że w Piekle jest więcej zabawy. Mamy różnego typu używki, sporty ekstremalne i inne ciekawe rzeczy. Tu  wszystko jest dozwolone... Prawie wszystko. Za to w niebie nie dość, że zimniej to do tego cały czas spokój, wyciszenie i wspólne śpiewanie w tych ich chórkach. Nuuuuda... - powiedział przeciągając ostatni wyraz. 
 - Zaraz. Czyli, że wszystkich po śmierci czeka nagroda? A co z mordercami, gwałcicielami i innymi takimi- zapytałam podniesionym głosem. 
 - A to już inna bajka. Oni przestają istnieć..
___________________________________________________
______________________

No i pierwszy rozdział za mną. Wiem, że nie ma na razie żadnej akcji, ale bądź co bądź to początek bloga. 
Liczę, że Ci się podobało i pozostawisz po sobie komentarz motywujący mnie do dalszego pisania. 
Do następnego! xx 


|